Rozdział V

      Ten ranek był dla mnie wystarczająco męczący, by stracić jakiekolwiek chęci do dalszej egzystencji. Obudziłam się punktualnie o piątek trzydzieści, chociaż do pracy miałam iść dopiero na jedenastą. Z nudów usiadłam przed ogromnym oknem z widokiem na Tokio i zaczęłam się kołysać w przód i w tył. Sama nie wiem dlaczego. Po prostu poczułam się wewnętrznie załamana i zaczęłam żałować, że jednak nie zostałam w swojej rodzinnej miejscowości. Chociaż... Prawdę powiedziawszy, chyba wiem, co była przyczyną mojej depresji. Moje oszczędności bardzo szybko znikały, co wcale nie pomagało mi w byciu optymistką. 
     Jakoś około siódmej rano wpełzłam do łazienki i wzięłam chłodny prysznic. Co prawda, nigdy nie lubiłam zimna, bo od dziecka byłam zwierzątkiem ciepłolubnym, jednak wtedy miałam nadzieję, że pozwoli mi się to opamiętać. Poniekąd tak było, jednak nadal czułam się jak wrak człowieka. Wyszłam spod przyjemnego strumienia i zaczęłam przyglądać się swojej sylwetce. Nigdy nie byłam szczególnie piękna, czy urodziwa, aczkolwiek sam fakt, iż byłam szatynką dodawał mi w Azji atrakcyjności. Nie od dzisiaj wiadomo, że spotkać kobietę z innym, naturalnym kolorem włosów niż czarny to naprawdę wyczyn.
     Rozczesałam długie, do bioder włosy i wyszłam z łazienki w swoim świeżo pachnącym szlafroczku. Był miękki, o jasnoniebieskiej barwie - prezent od mojego wujka, który życzył mi powodzenia w Tokio. Był jedyną osobą z rodziny, która wspierała mnie w mojej decyzji. Inni - jak to inni, albo udawali, że nie widzą tego, co dzieje się w moim domu lub całkowicie stanęli po stronie matki. Ten drugi podpunkt był wyjątkowo niespotykany, ponieważ moja rodzicielka zawsze uchodziła za największą pomyłkę jako opiekun. 
     Weszłam do pomieszczenia, które nazywałam kuchnią i zaczęłam wyciągać swoją wczorajszą potrawkę ryżową. Podgrzałam ją na szybko i zjadłam jednym duszkiem, chociaż wcale nie byłam głodna. Następnie spojrzałam na zegarek, jednak mimo moich powolnych ruchów, nadal miałam bite dwie godziny do pracy. Westchnęłam głęboko i ruszyłam w stronę swojej "szafy". 
     - No, Yuzuyu. Chyba trzeba sobie jakoś inaczej zabić czas - mruknęłam pod nosem i założyłam pierwsze lepsze ubrania, które wydawały się idealne na pierwszy dzień do pracy. Przekręciłam zamek i zostawiłam swoje cztery ściany daleko za sobą, a sama udałam się z kolorową wizytówką pod podany adres. 

     Siedziba agencji Star Desire znajdowała się w ogromnym, oszklonym wieżowcu, gdzie - przysiąc bym mogła - znajdowało się ponad sto pięter. Pamiętam jak przed wejściem modliłam się, by posiadali coś takiego jak winda, gdyż nie miałam ochoty zaliczyć porannego joggingu w górę i w dół. Generalnie przyznać muszę, że cały dzień narzekałam na wszystko, nawet na zielone światła. Jak to ludzie mówią - musiałam wstać lewą nogą. 
     Biurowiec, wbrew moim oczekiwaniom, wcale nie zaskakiwał swoim wnętrzem. Po wczorajszej wizycie w rezydencji Sagashity spodziewałam się, że ujrzę coś żywcem wyjętego z jakiegoś filmu, bądź poczuję się jak jakaś księżniczka uparcie szukająca księcia (tak, tak - głupie porównanie). Niestety, zastałam tylko biurowiec, taki ze zwyczajnymi sekretarkami, harmidrem oraz zabieganymi ludźmi. I gdyby nie wielki, kolorowy szyld nad biurkiem recepcji, głoszący "Star Desire", zaczęłabym podejrzewać, że zbłądziłam. Chociaż prawda jest taka, że kiedy przejrzałam się w lustrze, to uczucie zagubienia ponownie się pojawiło. Mimo wszystko powtórzyłam w głowie raz się żyje i ruszyłam przed siebie. Grunt to pozytywne nastawienie, nawet w takie dni jak ten. 
     Szybkim, pewnym krokiem kierowałam się w stronę recepcji, by w końcu wyjść z głębokiego dołka, w którym aktualnie przybywałam. Musiałam postawić pierwszy krok, by później móc mówić, że próbowałam. W końcu po to przyjechałam do Tokio - by spróbować. Chociaż co do moich intencji czasami sama miałam wątpliwości, bo w głębi duszy najbardziej obawiałam się pytania "Dlaczego chcesz zostać aktorką?". Wtedy moje myśli najpewniej by zwariowały. 
     Mijałam na swojej drodze wielu różnych ludzi i wbrew swoim obietnicą, że "stanę się znowu starą Yuzu", nikomu nie przyjrzałam się dokładniej. Byli dla mnie tylko i wyłącznie tłem, które towarzyszyło mi w drodze do sukcesu. I to był mój błąd, który zaważył na mojej wpadce. 
     Jako że utkwiłam swój wzrok tylko w jednym punkcie, w ogóle nie zauważałam tego, co się koło mnie dzieje. Nic więc dziwnego, że byłam strasznie zdziwiona, gdy straciłam widoczność na ułamek sekundy. Usłyszałam tylko: "Cheese" i zauważyłam błysk lampy, który na dobre pozbawił mnie orientacji w terenie. Parę sekund później było już lepiej, jednak nie pomyślałam, by się zatrzymać i szłam dalej. Pędziłam tak, dopóki nie spotkałam na swojej drodze słupa, w który uderzyłam z gracją i perfekcyjnie wydanym dźwiękiem z przepony. Potem poszło już z dobrze znanym ludziom scenariuszem. Odbiłam się od gipsowego potwora i wylądowałam na zimnej, marmurowej posadzce. Bolało jak diabli, ale powstrzymałam się od przekleństw, zdając sobie sprawę, gdzie jestem. Mimo to, mój wewnętrzny głos rozwalał mi głowę na małe kawałeczki swoimi uwagami. 
     Leżałam tak wieczność, powoli odzyskując trzeźwość umysłu. Mrugnęłam parokrotnie oczyma, po czym ujrzałam nad sobą postać chłopaka uważnie mi się przyglądającego. 
     - Wszystko w porządku? - zapytał, uśmiechając się uwodzicielsko. 
      Muszę przyznać, że nawet spodobał mi się nieznajomy, który z taką nonszalancją sprawował rolę mojego wybawcy. Sam jego uśmiech dawał mi siły, by podnieść się z tej okropnie zimnej podłogi (oczywiście przy pomocy jego silnej ręki) i dalej zgrywać pewną siebie dziewczynę. 
     - Trochę zabolało, ale jest już w porządku - mruknęłam, otrzepując się z niewidocznego kurzu.
     - To dobrze. Wybacz, to moja wina. Nie chciałem cię oślepić - zaczął się tłumaczyć z niewinnością dziecka. - Jesteś bardzo fotogeniczna i myślałem, że nie będziesz miała nic przeciwko, jeśli zrobię ci parę zdjęć - dokończył, śmiesznie zarzucając włosy do góry. - Jestem Kai, a ty? 
     - Yuzu... - dodałam niepewnie, zastanawiając się, czy jego znajomość mi w czymś pomoże. Fakt faktem, stałam się straszną egoistką, odkąd przyjechałam do Tokio, ponieważ swoje dobro było dla mnie najważniejsze, co było strasznie niepodobne do mojej osobowości. Niestety, sam fakt, że jakoś muszę przetrwać w tej puszczy, oszukiwał moje wyrzuty sumienia.
     Kai okazał się bardzo miłym towarzyszem do rozmów i przede wszystkim przystojnym kolegom w moim wieku. Posiadał niebywale przyciągający uśmiech, jak i hipnotyzujące, zielone oczy, doskonale współgrające z jego kasztanową grzywą. Ponadto muszę dodać, że budowę także miał w sam raz i przez to, parokrotnie musiałam uspokajać moje kochane duszki, które z minuty na minutę stawały się coraz bardziej zbereźne. 
     - Czyli jesteś tu po formularz? - zapytał w którymś momencie. 
     - Yhm, no tak - mruknęłam, przelotnie zerkając na zegarek. 
     - Cóż, droga aktorska łatwa nie jest, ale dasz radę. Inaczej będziemy musieli wysadzić biuro - dodał, uśmiechając się szyderczo. 
     Prawda jest taka, że chociaż Kai był w moim wieku, czasami miałam wrażenie, jakbym rozmawiała z chłopczykiem na poziomie podstawówki. Sam jego styl mówienia sprawiał, że czułam się o dziesięć lat młodsza. 
     - Miejmy nadzieję, że nie będzie takiej potrzeby - odrzekłam, wkładając ręce do kieszeni swoich jeansów. 
     Nagle Kai odwrócił się w stronę drzwi wyjściowych i zaczął machać do mężczyzny, który pewnie szedł w naszym kierunku. Był ubrany w garnitur, co w połączeniu z jego czarnym oblamówkami okularów dawało obraz jakiegoś bogatego urzędnika. Już miałam zapytać brązowowłosego, czy to jego ojca, jednak w porę się powstrzymałam. 
     - To jest Jinn, a to Yuzu - przedstawił nas sobie Kai, po czym uśmiechnął się z tą swoją urodziwą manierą. 
     - Ta... Miło mi - mruknął Jinn, przelotnie drapiąc się po czubku głowy. Od razu poczułam się skrępowana, chociaż wcale nie wiedziałam, co mogło być tego powodem. Nowy przybysz najpewniej był nieśmiały, jednak to nie powinno na mnie oddziaływać w ten sposób. Od razu poczułam, że ten Jinn nie jest byle kim. 
     - No cóż - zaczęłam, nerwowo się rozglądając. - Miło was było poznać, jednak będę musiała już iść po ten formularz, bo zaraz zaczynam pracę - dodałam na jednym tchu, sztucznie pokazując na wskazówki zegarka. 
     Na szczęście chłopcy nie próbowali mnie powstrzymać, chociaż od razu zauważyłam smutną minę Kai'a, któremu niezbyt podobała się wieść, że musi pożegnać się ze swoją nowo poznaną koleżanką. Zaś jeśli chodziło o czarnowłosego Jinna, który uparcie zaczesywał swoje włosy na prawą stronę, byłam mu obojętna. Tak to odczułam i nie miałam zamiaru zrobić nic, by pozbyć się tego uczucia. Obojętność za obojętność, tak samo jak ząb za ząb. 

     Nerwowo spojrzałam na swój zegarek i na godzinę, którą pokazywał. Według jego informacji miałam jeszcze pół godziny na zmarnowanie w biurowcu, potem musiałam uciekać w stronę Baru Onigiri. Nie mogłam się spóźnić, bo gdybym to zrobiła... Najpewniej zostałabym wyrzucona już pierwszego dnia pracy, na co przy mojej aktualnej sytuacji nie mogłam sobie pozwolić. Też dlatego z uśmiechem na ustach uparłam się o blat recepcji i uśmiechnęłam się do starej, zrzędzącej kobiety swoim najprzyjemniejszym wyszczerzem. 
     - Czego chcesz, panienko? - zapytała charkotliwie, zupełnie pozbawiając mnie pozytywnej energii. 
     - Etto... Formularz - dodałam niepewnie, przyglądając się jej reakcji. 
     - Wydział? 
     - Eee... Słucham? - zapytałam, zupełnie nie orientując się w temacie, o który mnie pytała.
     - Przychodzisz do agencji twarzy, myślisz, że mamy tylko jeden wydział? Aktorstwo, modeling, teatr, taniec... Odejdź dalej i się zastanów, a teraz sio! Mam ważniejszych klientów.
     - Aktorstwo! - krzyknęłam przekonana, mając nadzieję, że nie odeśle mnie z kwitkiem do domu. 
      Reakcja zapyziałej kobiety (tak nazwała ją moja wredność) była dosyć nienormalna. Odsłoniła swoje zaszklone oczy, zdejmując okulary i przybliżyła się do mnie, naruszając moją prywatność. 
     - A skierowanie to gdzie, kochanieńka? - zapytała, ukazując swoje krzywe i żółte zęby. 
     - Skierowanie?
     - Chyba nie myślisz, że wystarczy tutaj tak wejść i poprosić o formularz? Za dużo było by chętnych, kochanieńka - dodała, oddalając się ode mnie i przekładając papiery na drugą stronę biurka. 
     - Mam tylko wizytówkę - powiedziałam na jednym tchu. Doskonale zdawałam sobie sprawę, że muszę jak najszybciej uporać się z tą sytuacją, inaczej moje zaszklone oczy przeleją się łzami. 
      Wręczyłam tej kobiecie wizytówkę, którą dostałam od Sagashity i szybkim ruchem przetarłam załzawione powieki, by nikt nie zauważył. Od zawsze byłam beksą, ale o tym już chyba wspominałam, prawda? Nie mniej jednak wiele ludzi twierdziło, że aktor powinien być wrażliwy i to tylko działa na moją korzyść. Ja natomiast, byłam zupełnie innego zdania. 
     Staruszka obejrzała dokładnie kawałek papieru, parokrotnie w międzyczasie przecierając swoje okulary. Po jakichś dobrych pięciu minutach ponownie na mnie spojrzała i ukazała swój krzywy zgryz.
     - A więc przysłał cię Sagashita, tak? - zapytała z promiennym (przerażającym) uśmiechem. 
     - Hai - przytaknęłam, nie siląc się na żaden poważniejszy wywód. 
     - Trzeba było tak od razu - mruknęła i wręczyła mi dwu kartkowy pliczek. 

     Z prędkością wiatru odeszłam od recepcji i usiadłam przy najbliższym, szklanym stoliku. Zakosiłam jakiemuś ważniakowi długopis i zaczęłam wypełniać wszystkie te informacje, które na dobrą sprawę zaczęły mnie przerażać. Prosili mnie nawet o rozmiar buta czy stanika. Jednak najbardziej przerażającą rubryką było "doświadczenie", gdzie moje musiało zostać puste. Niestety.
     Kiedy już uporałam się z dokumentem, wróciłam do recepcji i podałam jej pliczek papierów. Staruszka przejrzała je, po czym odłożyła szybkim ruchem na biurko i spojrzała na mnie swoim przerażającym spojrzeniem.
     - A zdjęcia gdzie? - mruknęła, spoglądając na moją sylwetkę.
     - Zdjęcia? - zdziwiłam się. 
     - Przychodzisz do agencji bez zdjęć? Wybacz złotko, ale tym razem oka nie przymknę, nawet jeśli przychodzisz od Sagashity. Zrób zdjęcia i wróć, na razie cię tu nie widzę - dodała i odesłała mnie z kwitkiem. 

     Na tym skończyła się moja pierwsza podróż do biura. Wychodząc, sprzątnęłam swoje dokumenty, by nie musieć wypełniać je drugi raz i wyszłam, nawet się nie odwracając. Miałam po dziurki w nosie ich zasad, a praca czekać na mnie wiecznie nie będzie.

*****
Cześć kochani! Wybaczcie mi tą moją długą nieobecność, ale niestety siły wyższe (czyt. szkoła) nie pozwoliły mi na poświęceniu godzinki dla Yuzuyu. Na szczęście mam już ferie, więc teraz troszkę czasu się znajdzie i mam nadzieję, że uda mi się go wykorzystać na twórczość. 
Nie wiem, czy zauważyliście, ale uwielbiam się wyżywać nad bohaterami, czyż nie? Sama Yuzu już ma mnie dość, ale w ogóle jej się nie dziwię. Nad Wami też się wyżyłam nie dodając rozdziału... Mam jednak nadzieję, że mi wybaczycie, w końcu miesiąc przerwy to i tak mało w porównaniu z innymi blogami. 
Tak w ogóle, jak podoba się nowy szablon? Tamten nie był mój, a ten na dobrą sprawę jest tylko przejściowy. W najbliższym czasie powinnam coś zamówić, ale ja - jak to ja - zawsze 'powinnam' coś zrobić, a nie koniecznie to robię. 
Oczywiście, czekam na Wasze opinię i życzę miłego czytania. Tak jak poprzednio - 4o wyświetleń posta i nowy rozdział. Jak na razie kolejka szykuje się następująco - Szkoła Liścia -> Wola Ognia -> Dreams for, ale prawda jest taka, że wszystko wyjdzie w praniu. 
Jak na pewno już zauważyliście, pojawiły się nowe linki, które - niestety- jeszcze nie są uzupełnione. Jak na razie otwarta jest tylko "Fabuła", reszta kroczkami do celu... 
Ossu,

3 komentarze:

  1. Bardzo się cieszę, że dodałaś rozdział, bo stęskniłam sie za Yuzuyu. Wyjątkowo dobrze się o niej czyta;) dziewczyna ma charakterek i nie jest pozbawiona wad, ale paradoksalnie dodają jej one uroku;) A więc poszła do tej agencji... Coś tak czułam, że łatwo nie będzie. Kai zrobił na mnie dość dobre wrażenie, choć na razie niewiele można o nim powiedzieć. za to Jinn wydaje się interesujący... No i zdaje się, że Sagashita to naprawdę ważny gość, a więc spotkanie z nim można zaliczyć do dobrego zrządzenia losu. No i oczywiście, żeby nie było za łatwo, brak zdjęcia. Nie no, Yuzuyu jest wyjątkowo roztrzepana. Żeby tak zderzać sie ze słupem;) rozdział naprawdę udany. Masz strasznie fajną narrację;) Pozdrawiam [taniec-ze-smiercia]

    OdpowiedzUsuń
  2. A więc zaczynam czytać. W ogóle bardzo się cieszę, że w końcu wróciłaś :)
    piątek - piątej
    swoim obietnicą - swoim obietnicom
    uparłam - oparłam
    Tyle błędów zauważyłam :)
    Co do treści.
    Yuzu jest dzieckiem pecha, co udowodniła ta scena z przerażającą babką. Brak zdjęć...
    Niemniej, akcja posuwa się powoli, co mnie cieszy, bo jednak można się bardzo wczuć w sytuację Yuzu.
    A ten Kai? To tylko przypadkowa znajomość, czy coś więcej... Wybrałabym tę pierwszą opcję, bo jednak zostaje nam przecież ten tajemniczy pan z fontanny :d
    Pozdrawiam!
    Kiedy następny rozdział?

    OdpowiedzUsuń